Przeciwnie, działo się bardzo wiele ale, nie mam zdrowia pisać znowu o kopaniu,cemencie i betonach. Wystarczy że muszę na to patrzeć i słuchać pomp i ciężkich maszyn.
NIEDOBRZE MI SIE ROBI WIĘC TEN P0ST NA WESOŁO NIE BĘDZIE, RACZEJ NA WŚCIEKŁO...
Funkcjonuję gdzieś w przestrzeni między bloczkami fundamentowymi a suporeksem i nie jest to niestety przestrzeń twórcza.
Atrakcją ostatnich dni było np rozjeżdzenie przez koparkowego - ogródka z 25 -letnimi borówkami amerykańskimi.
Były w najdalszym kącie grodu. Zniknęłam w domu na 5 minut. W tym czasie pan postanowił pojechać na skróty.... przez ogródek jagodowy, borówki, poziomki , truskawki i agrest.
JEZU.
Takie mam atrakcje tego lata.
Albo się dowiaduję w środę, że na czwartek potrzeba dwa metry sześcienne drewna na tzw szalowanie wieńca.
I natychmiast muszę odłożyć wszystko inne ,załatwić wycinkę transport i pocięcie. Nic się nie zmieniło kochani... budowlańcom się zawsze cement kończy dwie minuty przed zamknięciem składu.
Dziś mi majster powiedział ,że on jest tak przyzwyczajony , więc po tym jak mi kazał na jutro zorganizować stal, pręty i belki- poleciłam mu się odzwyczaić .Ale nie mam złudzeń ze zadziała...
Wprawdzie na budowie postęp widać i to jest optymistyczne, ale mam dosyć. Słowo.
A jeszcze mnie czeka cała część drewniana.
Chyba jednak łatwiej mi będzie znieść stukot młotków , pił i zapach drewna , niż ten obrzydliwy cement i suporex.
Zadbałam trochę o duży taras- dla kontrastu. Obsadziłam kwiatami, postawiłam starą ławkę, okryłam kocami, wrzuciłam autorskie poduchy i mam cudną, wygodną kanapę...
Lubię na niej leżeć ,więc podwiesiłam doniczki z kwiatami żeby mnie nie było widać.
Na tarasie południowym mam tzw sanatorium- czyli leżak, poduszki i narzuty ale co z tego - jak zawsze zajęte...
A poza tym odbywają się rozliczne kursy ze sztuki włókna i ceramiki , więc czasem bywa wesoło.
Może następny post będzie bardziej radosny... o ile bedę miała choć ze dwa dni wolne....
Gaja